21 lekcji xxi wiek

21 lekcji na XXI wiek – opinia

Książkę czytałam na czytniku Inkbook Calypso, który mogę polecić z czystym sumieniem. Szczególnie, jeśli naprawdę lubicie czytać. To też bardzo fajny pomysł na prezent. Możecie na nim czytać zarówno książki pobrane z internetu (w wielu rozszerzeniach), a także te dostępne na Legimi. Ja w końcu zaczęłam nadrabiać książkowe zaległości właśnie z Legimi, ponieważ miałam darmowy dostęp na 60 dni do tego serwisu dołączony do zakupu czytnika. Czytnik ma także możliwość łączenia się z internetem (wraz z aplikacją Google Translate), oraz podświetlenie. (przydatne, gdy nie chcecie budzić śpiącej obok osoby. u nas się to sprawdziło, bo ja potrzebuję trochę więcej snu niż mój narzeczony :)). To nie jest wpis sponsorowany, tak po prostu mówię 🙂 Wrzucę tylko linki afiliacyjne:

InkBook Calypso + 60 dni dostępu do Legimi (549 zł)

Legimi – gdy zakupicie abonament z tego linku, ja dostanę 2 tygodnie darmowego dostępu 🙂

Czy warto przeczytać „21 lekcji na XXI wiek” ?

Czytając książkę „21 lekcji na XXI wiek” ciężko nie mieć żadnych przemyśleń czy komentarzy do tekstu. Książka powstała 2 lata temu i świat biegnie tak szybko, że niektóre z postawionych już zdań się przedawniły, a inne stały się niemal prorocze. Komentarzy do autora w pierwszych kilkunastu stronach pojawiło mi się tyle, że pomyślałam – warto to spisać. Wiem, że gdybym przeczytała książkę i siadła do tego dopiero po lekturze, wiele spraw by mi po prostu umknęło. Dlatego postaram się pisać na bieżąco.

Spoiler alert: nie doczytałam do końca. Nie dałam rady. Osoby, które śledzą mnie na instagramie wiedzą dlaczego, a Wy dowiecie się za chwile 😀 Starałam się nie rozwlekać i nie wylewać zbyt dużej frustracji, ale czytając tę książkę miałam wrażenie, że autor ma mnie (i każdego innego czytelnika) za kompletną idiotkę. Narracja Harariego jest bardzo podobna do narracji praktykowanej przez osoby pokroju Zięby. Polega ona na tym, żeby w wypowiedzi zamieszczać szerzej znane fakty i mieszać je ze swoją opinią przedstawiając ją jako fakt. Warto w takiej narracji pozycjonować się jako znawca tematu i dodawać trudne słowa lub sformułowania, które zasugerują czytelnikowi, że wie się o czym mówi. Dodatkowo (co nagminnie robi Harari) nie należy do swoich stwierdzeń przedstawianych jako fakty dodawać ŻADNYCH źródeł, bo przecież są to oczywistości. Tylko, że nie.

Najważniejsza lekcja o dzisiejszym świecie.

Bardzo ważnym dla mnie tematem, w kontekście dzisiejszej dyskusji wobec szczepionki na covid jest wspomniana już na wstępie „powódź nieistotnych informacji” i próba wyłuskania z nich tych faktów, a nie opinii. Dobrze, że Harari o tym mówi, ale paradoksalnie jest kolejną osobą dokładającą tą cegiełkę dezinformacji. Być może wynika to z tego, że chce dużo przekazać, a jednocześnie nie zanudzić człowieka, ale mam wrażenie, że większość z przetaczanych przez niego opinii jest po prostu zbudowana na fałszywych fundamentach.

Słusznie on zwraca uwagę na to, że żyjemy w czasach, gdzie każdy powinien mieć zdanie na każdy temat. Nie zależnie od tego czy się zna media wszędzie nas pytają „Co o tym sądzisz?”. W telewizji zamiast autorytetów, zapraszani są celebryci do wypowiadania się o szczepieniach, a w Internecie fakenews goni fakenews. Pominę wojnę hybrydową, która nie jest teorią spiskową, a realnym zagrożeniem. (co to? w skrócie: opłacone trolle antyszczepionkowe czy wysyłanie uchodźców na wschodnią granicę UE, które jak się okazało skończyło się wojną na Ukrainie).

Fakty przestają mieć znaczenie w obliczu opinii.

Jakiś czas temu poznałam świetny cytat, że ludzie myślą, że wiedzą. Mylą opinię z faktami i dlatego tak ciężko o prawdę i poważną dyskusję w obecnych czasach.

A z drugiej strony autor przypomina „miliardów z nas nie stać na ten luksus”, bo przecież walczą o przetrwanie. Na przykład efekt cieplarniany jest dla nich tak odległym tematem, że mówienie im o tym, żeby przestali jeść mięso zakrawa o tortury/ bezduszność/ ludobójstwo. Chodzi oczywiście o luksus naszego/mojego zastanawiania się nad tym co jest prawdą, faktem, jak to jest z tą ekologią itp. Chodzi także o luksus niejedzenia mięsa, czy prowadzenia innej diety z własnego wyboru. Europejczycy ten wybór po prostu mają i mają możliwość (i nielubiane przeze mnie słowo: przywilej) zastanawiania się nad takimi rzeczami.

//Jednocześnie rezygnują ze szczepionki, która jest bardzo pożądana w mniej zamożnych krajach. Bardzo ironiczne //

Tylko zapomina chyba o tym, że fakt, że inni nie mają możliwości się nad tym pochylić nie sprawia, że magicznie staje się to nieistotne. Btw tak skaczę po tematach, jak on. Ciężko się to czyta, co?

Warto zdać sobie sprawę z tego, że obecnie nie jesteśmy w stanie wiedzieć wszystkiego na każdy temat.

Tutaj zgadzam się z autorem, że technologia pędzi tak szybko, że po prostu niemożliwym jest być specjalistą w np. medycynie czy fizyce. Każdy temat w tych dziedzinach został tak rozbudowany, że można być specjalistą jedynie w ich wąskim zakresie. Przestaliśmy pojmować świat i… jesteśmy przerażeni jak małe dzieci. Nie rozumiemy nawet tego, że nowy koronawirus to dzieło przypadku (pojęcie entropii większości ludziom jest nieznane), a nie spisek Billa Gatesa, który chce zdepopulować ludzkość w taki sposób. Nawiasem mówiąc on miał na myśli to, że szczepiąc ludzi w Afryce zwiększy się przeżywalność dzieci, więc kobiety (/rodziny) nie będą rodziły dzieci „na zapas”, więc sumarycznie zmniejszy się populacja ludzi. Ludzki mózg potrzebuje racjonalnych powodów i poczucia, że nic nie dzieje się przypadkiem.

Cały ten chaos powoduje takie problemy jak: wątpienie w autorytety, widzenie zagrożeń we wszystkich nowościach i sprzeciw obecnemu porządkowi. Harari we wprowadzeniu stara się właśnie temu przyjrzeć i – to jest świetne. Tylko, trzeba mieć świadomość, że i tak niewielki procent ludzi przeczyta tą książkę i spróbuje się nad tym zastanowić. 

„Ludzie myślą raczej za pomocą opowieści, a nie faktów, liczb czy równań”

Podoba mi się to, że autor nie ucieka od trudnych tematów np. rewolucji wywołanej bitcoinem i nowemu konceptowi pieniądza. Anonimowej „monety”, która jest jak gotówka (nie do wykrycia), ale jest ograniczona, więc nie dotyka jej inflacja, nie można nią sterować i jest wyjęta spod władzy. Btw. polecam zapoznać się z koncepcją parytetu złota tutaj.

Ciekawie się czyta ten wątek w kontekście niedawno przeczytanej przeze mnie „Król darknetu”, gdzie dwudziestokilkulatek wyprzedza swoje czasy. Wymyśla, w duchu myśli libertariańskiej (wolnościowej) „wszystko powinno być legalne, ponieważ każdy ma prawo decydować o sobie”, że stworzy stronę pełną wolności. Gdzie każdy będzie mógł kupić sobie np. narkotyki bezpiecznie, bez obawy napaści lub aresztowania. Dopiero jednak rok później pojawia się możliwość anonimowych płatności w Internecie, dzięki bitcoinowi. (jednak czy rok to dużo na taki przeskok technologiczny?). Pojawia się strona w tzw. darknecie, gdzie dostęp jest tylko poprzez szyfrowaną przeglądarkę Tor (tam nie jesteśmy w stanie namierzyć użytkowników), gdzie ten dwudziestoparolatek zaczyna sprzedawać grzybki halucynogenne. Dochodzi do tego, że można kupić tam dosłownie wszystko, nawet narządy wewnętrzne, broń i każdy narkotyk (nawet te eksperymentalne z Chin).

Książkę polecam przeczytać, ponieważ jest świetnie napisana, a historia naprawdę wbija w fotel. Natomiast autor „21 lekcji na XXI wiek” dostrzega w technologii tylko zagrożenia i niestety przedstawia nam swoją opinię, która jest całkiem błędna w obliczu faktów. (których nie przedstawia! nawet, jeśli są na jego korzyść)

Już Wam mówię o co mi chodzi:

Czy technologia umniejsza znaczenie człowieka i zostaniemy zastąpieni przez maszyny?

W rozdziale „Rozczarowanie” autor mówi, że mamy kryzys znaczenia człowieka jako kluczowego elementu przyszłości. Nawiązuje do tego, że technologie, algorytmy i „cyborgi” stają się przyszłością, wobec której jednostka człowieka nie ma znaczenia. Jednak jak pokazują nam wszelkie badania i raporty: tak samo jak rewolucja przemysłowa dała o wiele więcej pracy niż było wcześniej, tak teraz pojawia się o wiele więcej zawodów, których wcześniej nie było. Umysł człowieka jest niezastąpiony i długo nie będzie. Jedynie powtarzalne czynności mogą zostać zastąpione, ale nie upatrywałabym w tym kryzysu. Na przykład ludzie straszący, że kasy samoobsługowe zabiorą komukolwiek pracę nie widzą tego, że dzięki dodatkowej kasie samoobsługowej Pani kasjerka może wykonywać lżejszą pracę, bo kasa sama wypracowuje zysk. W zarządzaniu jest takie pojęcie „wąskie gardło” i tym właśnie jest kolejka do kasy. Wróćmy jednak do książki.

W jednym akapicie możemy mieć wrzucone i dwie lub trzy tezy, które są przemyśleniami autora, ale bez żadnych argumentów i często z pewnej, ugruntowanej pozycji.

Autor straszy nas postępem technologicznym i mówi o tym w kontekście wątpienia w liberalny (w opozycji do komunistycznego czy autorytarnego) porządek świata. Całkiem myląc, według mnie, znaczenie tego słowa. Upatruję tu mieszanie pojęć „kapitalistyczny” i „liberalny” w obie strony, w zależności od potrzeb autora. Może być to problem tłumaczenia (w amerykańskim pojęciu te słowa mogą mieć nieco inne znaczenie), jednak według mnie wynika to z pisania pod tezę i to grubymi nićmi szytą. A to jest dla mnie jednym z grzechów głównych liderów opinii (czy to dziennikarzy, pisarzy, influencerów, celebrytów, każdego, kto kreuje rzeczywistość).

Kryzys koncepcji kapitalizmu.

Mam co do tego negatywne uczucia, ponieważ zmienianie wydźwięku słów neutralnych na pejoratywne jest manipulacją. A tym właśnie jest kapitalizm mylony z nadmiernym konsumpcjonizmem. Ironiczne jest w tym dosłownie wszystko. Od młodych osób żyjących w dobrobycie dzięki kapitalizmowi, poprzez piszących takie słowa z najnowszych iPhonów na Twitterze, po jednoczesne zachwalanie socjalizmu (który jest czystym konsumpcjonizmem dóbr zastanych). Gdyby nie kapitalizm to nie mieliby żadnych dóbr wokół siebie, a nawet nie mieliby czasu poświęcać tyle uwagi takim rozważaniom. Prawdopodobnie mieliby te same problemy co obecnie Wenezuelczycy lub Chińczycy na wsi.

Gdyby nie napędzony konsumpcjonizm po II WŚ to prawdopodobnie wkrótce wybuchłaby III WŚ i klęska głodu. Niestety rzeczywistość po wojnie była taka, że ludzie nie mieli pracy, zakłady produkujące rzeczy potrzebne na wojnie przestały być potrzebne. Był kryzys nie tylko moralny, ale zwiastujący czysty głód. Idealizmy są piękne, jednak rzeczywistość jest nieco bardziej brutalna i trzeba było napędzić gospodarkę. Stworzyć nowe potrzeby, których wcześniej nie było. Ameryka wymyśliła jak napędzić popyt wykorzystując naszą potrzebę nagradzania się i cały świat to odgapił.

Niestety zaszło to za daleko, ale nie jest to wina kapitalizmu. Nie można obwiniać noża, za to, że zabił człowieka. Ta analogia nie jest idealna, ale oddaje postać rzeczy. Kapitalizm daje możliwość konsumpcjonizmowi się rozrosnąć, ale to nie znaczy, że jest zły i jedynym wyjściem jest socjalistyczne zabranianie wszystkiego i wszystkim. A to nam narzuca autor książki. Myślę, że historyk nie będzie dobrym ekonomistą i odwrotnie, a tutaj ewidentnie autor chce nam narzucić swoje poglądy.

Jednak możliwe, że jest to moje krzywe spojrzenie, poprzez pryzmat osoby mocno nastawionej na wolność rynkową i kapitalizm (jednak nie taki liberalistyczny, żeby pochwalać Króla Darknetu). I o ile cieszę się, że żyję w świecie, gdzie jednostka jest bardzo ważna i dla mnie wyznacznikiem ucywilizowanego świata jest to, że pomagamy biednym, bezdomnym, niepełnosprawnym to ruchy skrajnie lewicowe według mnie wywracają rzeczywistość do góry nogami. Są do tego bardzo podatne na manipulacje, ponieważ kierują się emocjami.

Festiwal błędnych założeń autora książki.

Zmierzam do tego, że autor upatruje w wygranej Trumpa czy Brexicie odwrotu od liberalnej „opowieści” w stronę autorytarnej. Tylko całkowicie ignoruje fakt (nie wiem czy specjalnie, czy przypadkiem), że obie wygrane miały podwaliny w nowoczesnych technologiach i wykorzystaniu starych koncepcji w nowoczesny sposób. Opowiem Wam pokrótce o co chodziło. 

Mianowicie za pomocą danych o użytkownikach Facebooka (i nie tylko) zbadano, które osobowości mają największe szanse zagłosować na Trumpa, a są jeszcze niezdecydowane. Dzięki takiemu profilowaniu i możliwości dotarcia do tych osób wyświetlano im spersonalizowane treści, które skłaniały ich do zagłosowania na Trumpa. Zostały wykorzystane stare metody propagandowe, ale z pomocą nowoczesnej technologii Big Data. Dzięki temu Trump (a wcześniej Obama) miał okazję zostać prezydentem USA, a Brexit wszedł w życie. Metody i treść były dokładnie tak samo „szemrane” jak te tradycyjne (via telewizję, gazety, klasyczne metody przekazu). Jednak wywołało to oburzenie, ponieważ zostało to dokonane w całkiem przełomowy („niesprawiedliwy”) sposób.

Kozłem ofiarnym, który został przykładnie ukarany, była firma Cambridge Analytica, która zajmowała się analizą danych, profilowaniem treści dostosowanych do niemal konkretnych grup osób. To trochę tak jakby każdy z nas dostał gazetę dopasowaną do jego bańki światopoglądowej. Tak samo jak to jest normalnie, tylko bardziej precyzyjnie. Na tej podstawie podejmował codzienne decyzje jak zwykle. Problemem, z którym się całkowicie zgadzam: te dane były zbierane i przetwarzane nie do końca zgodnie z obowiązującym prawem i wiedzą użytkowników. Dlatego w UE weszło RODO i szereg innych regulacji (dlatego YouTube czy Facebook bardziej kontrolują treści, blokują reklamy czy demonetyzują tematy społeczno-polityczne).

Tylko wiedząc te rzeczy widzimy jak autor robi z nas debili. Jak nami manipuluje, żebyśmy uwierzyli w jego wizję świata. Nawet nie daje czasu na zastanowienie się nad tym, tylko w kolejnym akapicie zarzuca nas kolejnym problemem, na które tylko on ma rozwiązanie.

Podsumowanie – rozczarowanie

Po pełnym frustracji przeczytaniu kilkudziesięciu stron naszpikowanych:

  • manipulacją,
  • błędnymi założeniami,
  • przeplataniem faktów z opiniami i gotowymi wnioskami,
  • absurdalną retoryką z założoną z góry tezą i ogólnym chaosem skakania po tematach.

Rzuciłam książkę w kąt. A to było moje drugie podejście do niej. Na pewno można mi zarzucić, że nie przeczytałam jej całej. Jednak w obliczu tak zakłamanej wizji świata, którą autor mi przedstawił na początku książki czuje się uniewinniona.

Bardzo smuci mnie, że ta książka jest tak szeroko polecana. Według mnie zrobiła dużą krzywdę ludziom, którzy ją przeczytali i uwierzyli w słowa, które tam padają. Niestety mam wrażenie, że ta książka naprawdę wywarła duży wpływ na wielu influencerów i obawiam się, że ugruntowała w nich przekonanie, że wiedzą o świecie więcej niż inni. Tylko ta wizja świata rozmija się z rzeczywistością.

Trzeba przyznać, że autor bardzo zręcznie przedstawia fakty i bardzo mądre stwierdzenia, aby zaraz podać nam absurdalną opinię sprzeczną z innymi faktami. To bardzo popularny zabieg wśród osób pokroju Korwina lub Zięby. Np. mówimy wszystkim znany fakt, a potem powodując się na autorytet dorzucamy do niego swoją opinię. Mówiąc z tą samą pewnością siebie wywieramy wrażenie, że oba zdania są tak samo prawdziwe i udowodnione. Jednak przemycamy ludziom kłamstwo opakowane w autorytet i miękką poduszkę „nie musicie tego weryfikować, bo poprzednie słowa były prawdziwe„.

Oprócz tego wszystko jest podane w sposób powierzchowny i często bez kontekstu. (który potrafi zmienić całkiem sens wypowiedzi). Ponadto autor operuje tym w taki sposób, że cały tekst ma pewien określony subiektywny wydźwięk oraz z góry narzuconą tezę. Całkowicie zgadzam się z opinią Arachji na Lubimy czytać:

Książa dla osób, które chciałyby mieć opinię o świecie, ale nie chcą zdobywać o nim wiedzy, tylko oczekują gotowca.

Odpowiadając na pytanie z początku postu: nie warto. A Wy co uważacie?

Scroll to Top