Wpływ wyglądu postaci na postrzeganie ich relacji
Ciri
W trzecim sezonie „Wiedźmina” makijaż Ciri jest tragiczny, co tu kryć. W każdym zbliżeniu widzimy nadmiar pudru i źle nałożony podkład, co sprawia, że twarz bohaterki wygląda nienaturalnie i sztucznie. Freya Allan, grająca Ciri, jest przecież młodą i atrakcyjną aktorką bez widocznych problemów skórnych, więc takie niedociągnięcia w charakteryzacji są tym bardziej zaskakujące. Na ekranie niestety wypadła jak odmłodzona czterdziestolatka, co jest całkowicie nieadekwatne do wieku jej postaci. Taka charakteryzacja wybija z imersji, szczególnie w zestawieniu z Yennefer, która mimo swojego dojrzałego wieku prezentuje się młodo dzięki magii, ale jednak powinna wyglądać starzej. Relacja między Ciri, a Yennefer traci przez to na wiarygodności, gdyż Ciri wygląda starsza od Yen, co nie pasuje do dynamiki matka-córka, jaką serial stara się ukazać. Już nie mówiąc o tym, że nie zbudowali żadnej relacji między nimi, choć w książkach ona została dość dokładnie zarysowana.
W pierwszym sezonie Ciri była doskonale ucharakteryzowana jako zagubiona księżniczka, co idealnie oddawało jej sytuację życiową. Wyglądała też na dziewczynkę, a nie zmęczoną życiem dojrzałą kobietę. Drugi sezon przyniósł już pewne zgrzyty – sceny z nią były drętwe, a chemia z Geraltem miała więcej podtekstów romantycznych niż rodzicielskich. Brakowało scen, które ukazywałyby rozwijającą się zażyłość między nimi, co osłabiało wiarygodność ich relacji. Nagle stali się sobie bliscy, ale nie wiadomo dlaczego. Takie rzeczy dzieją się tylko pomiędzy kochankami, a nie przypadkowo napotkanymi osobami. W książkach ich relacja rozwijała się powoli, mieli czas się trochę poznać i też trochę znielubić. 🙂
W trzecim sezonie relacja między Ciri, a Geraltem jest jeszcze bardziej problematyczna. Ich interakcje wydają się płytkie i sztuczne, a brak chemii jest wyraźnie odczuwalny. Może to być efekt wizualnej dojrzałości aktorki lub słabo napisanych dialogów, ale finalnie widz odczuwa to jako duży dyskomofort. Ich pseudorodzinna relacja z Yen przypomina raczej nieudany romantyczny trójkąt niż głęboką więź rodzinną, jaka się między nimi wytworzyła w książkach.
To dość ironiczne biorąc pod uwagę fakt, że Lauren Hissrich w wywiadach podkreślała jak bardzo chciała ując w serialu ten aspekt rodzinny i relacji między tą trójką. No nie udało się. Wyszło patologicznie.
Geralt
Henry Cavill w roli Geralta wypada świetnie, widać ile pasji w to wkłada. Natomiast zmiany w jego zbroi w każdym sezonie są niezrozumiałe. W drugim sezonie jego zbroja przypominała tę z gier, co było dobrze przyjęte przez fanów. W trzecim sezonie natomiast nosi skórzany kubraczek, który nie pasuje ani do jego postury, ani do tego profesji, ani do otoczenia.
Jaskier
Wygląd Jaskra również budzi zastrzeżenia… a raczej zgrozę. W pierwszym sezonie wyglądał dobrze, natomiast w trzecim sezonie jego wygląd jest niewytłumaczalnie zmieniony. Kreski na dolnych powiekach i ulizane dłuższe włosy nie mają fabularnego uzasadnienia. Wygląda to nie tylko nienaturalnie i nie pasuje do jego postaci, ale przede wszystkim bardzo oszpeca aktora. Nie mniej jednak widać, że Joey odwalił kawał dobrej roboty z tym co mu dali.
Yennefer i czarodziejki
Aktorka grająca Yennefer, Anya Chalotra, dobrze odnajduje się w swojej roli, choć jej postać w trzecim sezonie przechodzi niezrozumiałe zmiany. Yennefer stała się zbyt łagodna i dziewczęca, tracąc buntowniczość, która definiowała ją w pierwszym i drugim sezonie. Brakuje jej też wcześniejszej wyniosłości, co sprawia, że jej relacja z Geraltem wydaje się mniej autentyczna, jakaś taka sztuczna. A biorąc pod uwagę to, że go zdradziła narażając Ciri na niebezpieczeństwo to już w ogóle robi się dziwnie. Chyba nie muszę wspominać, że książkowa Ciri nigdy by czegoś takiego nie zrobiła.
W ogóle czarodziejki w serialu są przedstawione niespójnie. W pierwszym sezonie dobitnie podkreślano, że upiększają się za pomocą magii, co miało znaczenie fabularne. Nawet pokazali jak to się dzieje, i to w dość brutalny sposób. Dzięki temu przecież nasza Yennefer jest taka piękna. W kolejnych sezonach ten element został zignorowany, co wprowadza chaos w przedstawieniu świata. Pojawiają się dwie czarodziejki (Keira i Margarita), które są bardzo słabo ucharakteryzowane i wyglądają bardzo przeciętnie. Dodatkowo dla kontrastu jest także wprowadzona olśniewająca Sabrina, która uwodzi Geralta. Różnice między wyglądem oraz zachowaniem czarodziejek są zbyt wyraźne i nienaturalne, co wytrąca z równowagi narracyjnej i wybija z immersji. Jak mamy uwierzyć, że tak przeciętny wygląd jest wspomagany magią, skoro widzimy inne czarodziejki, które zdecydowanie przyćmiewają urodą nowe czarodziejki. Jeśli twórcy chcieli pokazać różnorodność w urodzie, mogli to zrobić bardziej spójnie. Lepszy makijaż, stroje i zachowanie mogłyby zmniejszyć ten rażący kontrast, który widzimy na ekranie.
Filippa i Tissaia są świetnymi postaciami, a Triss, choć różni się od wersji znanej z gier, wciąż zachwyca swoją rolą. Niemniej, pytanie, czy rude włosy Triss są trafnym wyborem, pozostaje otwarte. Nie chodzi tu o krytykę wyglądu aktorek, ale o zachowanie spójności w świecie przedstawionym.
Elfie uszy jako podstawa konfliktu
Na koniec zostawiłam chyba najgorszy element narracji, który jest związany z wyglądem. Konflikt między elfami, a ludźmi jest sprowadzony do wyglądu uszu i tak powierzchownie przedstawiony, że gdybym nie czytała książek to w ogóle bym nie wiedziała o co chodzi.
W książkach Sapkowskiego konflikt ten jest znacznie bardziej złożony, pełen niuansów i logicznie uzasadniony. Elfy były zaawansowaną cywilizacją, która dominowała Kontynent, zanim pojawili się ludzie. Ludzie, krótko żyjący, ale szybko się rozmnażający, zdominowali świat, wypierając elfy. Młode elfy, prowadzone przez Elirenę, wypowiedziały wojnę ludziom, co zakończyło się ich klęską i stopniowym wymieraniem elfów jako nacji.
Netflix uprościł tę historię do konfliktu między rasami, nie oddając w pełni jej głębi. Brak wystarczających argumentów dla wzajemnej nienawiści tych dwóch ras sprawia, że całość wydaje się płytka. W czasach, gdy inkluzywność jest tak ważna, mogliby lepiej uwypuklić te niuanse. Niestety, ich podejście wydaje się być oporne i powierzchowne. Konflikt elfów i ludzi to nie tylko różnica w wyglądzie, ale także w kulturze, historii i sposobie życia. Serial niestety nie oddaje tej głębi, co sprawia, że konflikt wydaje się dziecinny i pozbawiony sensu z naszego, polskiego punktu widzenia. Cała narracja jest płytka i rozbija się o to kto ma szpiczaste, a kto ma zaokrąglone uszy. Choć tak naprawdę to w ogóle nie miało znaczenia w książkach. Może Amerykanom wojna z powodu jakiegoś elementu wyglądu wydaje się całkiem sensownym pomysłem, ale szczerze mówiąc – nie sądzę.
Słodko-gorzko
Podsumowując, trzeci sezon „Wiedźmina” nawet pod kątem wizualnym budzi jedynie frustrację. Brakuje mu mocnych stron, choć gra aktorska Henry’ego Cavilla i Anyi Chalotry zdecydowanie uprzyjemnia cały seans. Wiele elementów, w tym charakteryzacja, wymaga gruntownej przebudowy, więc dobrze, że zamykają ten serial na 5 sezonach, a może nawet na 4 – na to liczę najbardziej. Relacje między postaciami, ich wygląd oraz przedstawienie konfliktów powinny być bardziej przemyślane i konsekwentne, aby widzowie mogli w pełni cieszyć się wykreowanym światem.
Magia
Magia ta bywa tak bezużyteczna, że czasem zastanawiam się, po co w ogóle po nią sięgają! Z drugiej strony, niekiedy okazuje się nie tylko użyteczna, ale także potężna. Czasem kosztuje dużo wysiłku, a innym razem jest dostępna na zawołanie bez żadnych problemów. Ten brak spójności jest bardzo irytujący, ponieważ jako widzowie nie wiemy czego możemy się spodziewać. Wydaje się, że ktoś nie przemyślał, jak magia powinna wyglądać, a nawet nie wiedział, jak działała w książkach. W serialu jest ona tak chaotycznie skonstruowana, jakby twórcy nigdy wcześniej nie mieli w ogóle do czynienia z tym konceptem.
Sapkowski może nie stworzył super spójnego świata, gdzie wszystkie zasady są jasno określone jak w książkach z typowo twardą magią, ale w serialu magia powinna spełniać swoją rolę – być efektowna, imponująca i porywająca, tak byśmy chcieli jej doświadczyć. Ma nas przenosić w świat marzeń, gdzie troski znikają za sprawą „czarodziejskiej różdżki”, a jednocześnie powinna mieć swoją cenę.
Jednak magia w netflixowym „Wiedźminie” wygląda na taką, że:
- Potężny czarodziej Vilgefortz woli wyczarować miecz i walczyć nim z Cahirem, zamiast użyć magii w bardziej spektakularny sposób i po prostu pokonać przeciwnika. Choć magia jest kosztowna, bo krwawi z nosa w tej walce to on uparcie tworzy miecz raz za razem, a ewidentnie nie jest najlepszym szermierzem. (Co oczywiście zmienia się w 3 sezonie, gdy pokonuje Geralta). Mógłby zamiast tego otworzyć portal i wysłać Cahira nad otwarte morze, wywołać udar mózgu, zatrzymać akcje serca, zagotować krew w żyłach, zamienić powietrze w trujący gaz w płucach, no dosłownie cokolwiek z użyciem magii!
- Triss przyspiesza wzrost kłączy, które są równie liche co domek Kłapouchego, ale na całe szczęście one nie zatrzymują nikogo, a ona prawie umiera.
- Yen, będąca jedną z najpotężniejszych czarodziejek na Kontynencie, podczas walki sięga po sztylet zamiast użyć magii. Tym bardziej, że w książkach używała magii do największych błachostek. To rażący brak konsekwencji w konstrukcji jej postaci.
- W drugim sezonie Yennefer traci swoją moc (wtf, nie było tego w książkach), tworząc miotacz ognia godny zazdrości Muska, ale… nie ma to dosłownie żadnego wpływu na jej zdrowie i wygląd. Ona po prosty traci dostęp do swojej magii, co nie jest spójne z tym jak magia w tym świecie została przedstawiona przez Sapkowskiego. W ogóle zapomniano o zasadzie, że magia to energia w różnych żywiołach i wymaga wymiany. Tyle dziewczyn zamienionych w węgorze w pierwszym sezonie zginęło na darmo 😥
- Kolejnym kuriozum jest scena, w której Yennefer bez swojej magii ucieka całej loży czarodziejów z rannym Cahirem i dosłownie nikt nie próbuje jej zatrzymać, stoją tylko wściekli. Najbardziej bezużyteczna loża czarodziejów jaką kiedykolwiek widziałam.
W trzecim sezonie główni bohaterowie uciekają przed polującymi na Ciri, a Yen nie potrafi wyczarować żadnego zaklęcia, które by im pomogło. Zaklęcie maskujące ich chatkę, zmieniające wygląd, kasujące pamięć świadków – nic z tego, pomimo, że magię odzyskała, to nie korzysta z niej. Potem okazuje się, że jednak można stworzyć samoutrzymujące się pole siłowe. Pamiętajcie – magia w tym serialu jest albo bez sensu, albo potężna. Nic pomiędzy.
Nie można też zabić Rienca, bo włada ogniem, co czyni go potężnym. Yen mogła raz użyć ognia, żeby wszystkich spalić, ale potem nie może stworzyć nawet małego promyczka, bo straciła przez to moc. Natomiast jak już ją odzyskuje to jak go ścigają to mogłaby zagotować mu wodę w mózgu używając 5% mocy, co przy bitwie pod Soden, ale.. woli użyć ognia, który jest niedopracowanym CGI, bo nie zapala przeciwników, tylko ich odpycha.
Oglądając szósty odcinek trzeciego sezonu, po 15 minutach uznałam, że nie zdzierżę więcej tego kuriozum. Czarodzieje nie potrafiący wykryć strzał z dwimerytem zostali spacyfikowani przez kilku rycerzyków i pozwalają sobie nałożyć kajdany blokujące magię. Wszystko to rodzi tyle pytań, że nie mam pojęcia, jak ktoś, kto nie czytał książek, ma się w tym połapać.
Magia w tym serialu jest tragicznie zbudowana i przeszkadza to pewnie każdemu, kto choć trochę interesuje się fantastyką. Uwielbiam ten gatunek właśnie dlatego, że jest w nim magia. Jednak tutaj nie ma ona żadnego sensu i trudno obok tego przejść obojętnie. W wielu historiach magia może mieć swoje dziury, ale tutaj mówimy o tak rażących błędach i braku spójności, że zepsułoby to każdy serial fantasy, niezależnie od tego, czy byłby na podstawie książek, czy nie. Dlatego uważam, że największym problemem „Wiedźmina” nie jest brak spójności z lore, a to, że jest naprawdę słabym serialem fantasy.
CIĄG DALSZY WPISU NASTĄPI 🙂 Całość narracji możesz podsłuchać w filmie na YT podlinkowanym poniżej.
Na pocieszenie dodam, że spin-off o Szczurach jest anulowany i zobaczymy tylko jakieś urywki jako wspomnienia Ciri w 4 sezonie.